sukcesliterackiSukces naszych uczennic z kl.VI w powiatowych konkursie literackim „Dajmy się ponieść fantazji”

II miejsce dla Emilii Pastuły
III miejsce dla Gabrieli Bielendy

Obie uczennice pisały prace konkursowe pod okiem swojej nauczycielki, pani Agnieszki Wilk.

 

W krainie fantazji…

 

Autor: Emila Pastuła

Zespół Szkół w Budach Głogowskich

Opiekun: Agnieszka Wilk

            Było chłodne popołudnie, słońce schowało się za drzewami parku. Biegłam wzdłuż ogrodzenia domu pani Koniecznej na spotkanie z Majką. Wiedziałam że już jestem spóźniona (z resztą nie pierwszy raz). Majka zawsze narzekała na moje spóźnienia, tym razem też sobie nie odpuściła:

- Wreszcie jesteś! - krzyknęła widząc mnie z daleka - Anka czy ty chociaż raz przyjdziesz punkutalnie!?

- Przepraszam cię, ale musiałam odebrać Stasia z przedszkola. Mama musiała dłużej zostać w pracy.

            Wyruszyłyśmy razem w kierunku jeziora. Ja skierowałam się w stronę parku, ale Majka krzyknęła:

- Jest za późno, idziemy tędy!

 Zaczęła biec w stronę opuszczonego domu.

            Dom ten miał złą sławę, przerażał nas, więc nigdy tam nie chodziłyśmy, tym bardziej byłam zdziwiona że moja przyjaciółka wybrała tę drogę. Jednak posłusznie za nią poszłam. Majka była szczupłą, niewysoką dziewczyną z długimi, czarnymi włosami związanymi w koński ogon. Przyjaźniłyśmy się od zerówki i zawsze mogłam na nią liczyć. Biegłyśmy na pierwsze spotkanie wakacyjnego klubu żeglarskiego, na który zapisałyśmy się po skończeniu siódmej klasy, co było pomysłem Majki. Moja przyjaciółka nigdy się nie spóźniała dlatego też wybrałą drogę koło opuszczonego domu, ponieważ była krótsza. Po chwili biegu zwolniłysmy. Gwałtownie zatrzymałam się, moje blond włosy zasłoniły mi twarz. Szepnęłam do Majki:

- Czy ty to słyszysz?

- Ale co? - Majka spytała zdziwiona.

- Cii! Słuchaj. - szepnęłam.

            Stałyśmy przerażone na wprost wejścia do opuszczonego domu, z którego co kilka sekund słychać było dziwne dzwięki. Podeszłam do drzwi jak zahipnotyzowana. Maja usiłowała mnie zatrzymać, ale ja już popchnęłam obdrapane, stare dzrwi. Złapałam ją za rękę i weszłyśmy do środka. Po całym domu roznosił się dzwięk monotonnego stukania. Powoli zbliżałyśmy się do otwartych drzwi na końcu długiego korytarza. Nagle zamarłyśmy, na widok dwóch wysokich mężczyzn chodzących po pokoju. Na szczęście nas nie zobaczyli. Majka szybko chwyciła mnie za rękę i wskoczyłyśmy do pomieszczenia obok, które okazało się być schowkiem. Wyraźnie było słychać rozmowę między dwoma mężczyznami. Majka szepnęła do mnie.

- Kim oni są?! Przecież od lat nikt tu nie mieszka!

            Nagle usłyszałyśmy wielki huk i potężny błysk oślepił nas. Wyjrzałyśmy przez szparę w ścianie i ku naszemu zaskoczeniu zobaczyłyśmy szklaną kapsułę z tajemniczymi znakami. Dwóch mężczyzm weszło do niej. Byli ubrani w długie, granatowe płaszcze ze złotymi lamówkami, na głowach mieli dziwne, stożkowe kapelusze a na nogach złote buty zakończone szpicem. Kapsuła zaczęła drgać i wirować coraz szybciej i szybciej aż w końcu zrobiło się ciemno i przez chwilę nic nie widziałyśmy. Gdy wreszcie nastała jasnąć, naszym oczom ukazał się pokój wyglądający zupełnie inaczej. Pod ścianą stała piękna, secesyjna kanapa z aksamitnymi poduszkami. Przy oknie znajdował się fotel w takim samym stylu. Ścianę pokrywała tapeta w delikatne kwiatki, a na podłodze leżał perski dywan. Na fotelu przy oknie siedzała starsza pani z elegancko upiętymi włosami, w długiej jedwabnej sukni w kolorze liliowym. Była całkowicie pochłonięta książką.

- Majka, gdzie my jesteśmy? - zapytałam.

            Powoli wyszłyśmy ze schowka. Korytarz również wyglądał inaczej; ani śladu zniszczonych mebli i pajęczyn. Podłoga lśniła czystością. Weszłyśmy do pokoju.

- Dzień dobry! - przywitałyśmy się z panią, ale ta nie zareagowała.

- Anka, ona nas nie widzi ani nie słyszy! - krzyknęła Majka.

            Przez okno dostrzegłyśmy tych samych dwóch mężczyzn, których nikt poza nami nie widział. Wybiegłyśmy na zewnątrz próbując ich dogonić.

- Majka, zobacz, to nasze mnisteczko... ale wygląda jakoś inaczej - powiedziałam podekscytowana.

            Przy brukowanej drodze stały w rzędzie kolorowe, drewniane domy. W miejscu, gdzie powinien być park znajdowała się rozległa łąka. Drogą jechały bryczki ciągnięte przez konie, ani śladu samochodów.

- Ja się boję.Co się stało?- szepnęła wystraszona Majka.

- To chyba ci dwaj z kapsuły! Musimy ich dogonić! - odpowiedziałam.

            Zaczęłyśmy biec w kierunku altany, za którą zniknęli mężczyźni. Po drodze mijałyśmy wielu ludzi, ubranych w XIX-wieczne stroje, jednak zdawało się, że nas nie widzą. Za altaną spostrzegłyśmy znajomą kapsułę. Ku naszej radości mężczyźni zobaczyli nas i bardzo się zdziwili. Jeden z nich krzyknął.

- Kim wy jesteście i co wy tu robicie!?

            Szybko wyjaśniłyśmy im całą sytuację. Merus i Kserus – takie mieli imiona podróżnicy w czasie -  powiedzieli nam, że jeśli chcemy wrócić w nasze czasy, musimy to zrobić jak najprędzej, bo jeszcze chwila i będzie za późno. Weszłyśmy do kapsuły, która zaczęła wirować. Huk, błysk i znowu byłyśmy przed wejściem do starego domu.

            Sciemniało się. Pierwszy dzień naszego klubu żeglarskiego przepadł bezpowrotnie. Stałyśmy tam przez jakiś czas nie wiedząc co robić. W końcu Majka powiedziała.

- Wracajmy do domu.

            Jedno jest pewne, gdybym wtedy nie otworzyła tych drzwi, nasze wspomnienia wakacyjne byłyby zupełnie zwyczajne.


W opuszczonym domu

 

Autor: Gabriela Bielenda

Zespół Szkół w Budach Głogowskich

Opiekun: Agnieszka Wilk

Był ciepły, pogodny dzień wakacji. Hania przebywała u swoich dziadków, którzy mieszkali za miastem, w domku pod lasem. Bardzo ich kochała i lubiła spędzać z nimi czas, dlatego przyjeżdżała tu na każde wakacje. Dawniej  często odwiedzał ją tu również jej kolega z osiedla- Antek, który był zarazem  najlepszym przyjacielem dziewczynki. Jednak od czasu, gdy zdarzył się ten straszny wypadek (chłopiec został potrącony przez samochód), poruszał się na wózku inwalidzkim i każdego dnia musiał przechodzić ciężką rehabilitację, która jak na razie nie dawała żadnych efektów. I choć lekarze również nie dawali wielkich szans na to, że Antek znów zacznie chodzić, to wszyscy w to mocno wierzyli, a co najważniejsze on sam                    w to wierzył, dlatego też nie tracił nadziei i codziennie zawzięcie ćwiczył. Tak więc teraz Hani brakowało tu jej przyjaciela. Bardzo za nim tęskniła, ale często do niego dzwoniła                                i opowiadała, co ciekawego robiła.    

 Tego dnia jak zwykle dziewczynka wybrała się na spacer leśną dróżką, która przebiegała skrajem lasu, niedaleko domu dziadków. Lubiła tu spacerować, słuchać śpiewu ptaków, szumu drzew, a po drodze zbierać leśne poziomki, które po prostu uwielbiała.  Jednak dziś ogarnęła ją wielka zaduma nad losem Antka, żal i tęsknota, dlatego szła przed siebie zamyślona, nawet nie zauważając, że zboczyła ze ścieżki. Dopiero po pewnym czasie przystanęła i zorientowała się, że nie wie, gdzie jest. Zawsze wydawało jej się , że doskonale zna te tereny i nic złego nie może się jej przytrafić, a jednak stało się. Zabłądziła. Ogarnął ją strach. Wszystko dookoła wyglądało identycznie. Nie wiedziała, w którą stronę iść.                            W pewnym momencie w oddali wśród drzew dostrzegła dom. Kiedy podeszła bliżej zorientowała się, że nie jest to na pewno dom jej dziadków, ale stary, drewniany dom, najprawdopodobniej opuszczony, gdyż wyglądał na bardzo zaniedbany. Okna  miał gdzieniegdzie  powybijane, dachówki na dachu potłuczone, a prowadzące do niego schody  były w totalnej rozsypce.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         

O dziwo  widok ten nie wywołał u Hani lęku, a wręcz przeciwnie, zaciekawienie, które kazało jej zajrzeć do środka. Jakaś dziwna siła bijąca z domu przyciągała ją jak magnes. Udało jej się wejść po schodkach, a raczej po tym, co z nich zostało. Następnie pchnęła drzwi                           i weszła do środka. W izbie panował półmrok, dlatego też trudno było cokolwiek  zobaczyć. Nagle coś błysnęło i zapaliła się lampka.  W jej blasku dziewczynka dostrzegła kominek,                    a obok niego siedzącą w bujanym fotelu staruszkę, trzymającą na kolanach białego niczym puch kotka.

- Witaj moje dziecko- zagadnęła staruszka.

- Dzień dobry- odpowiedziała Hania nieco zmieszana, a po chwili dodała:

-Bardzo  przepraszam za wtargnięcie, ale nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka.

- Nic nie szkodzi. Cieszę się, że przyszłaś. A teraz podejdź bliżej, Haniu i usiądź tu przy

 Mnie- rzekła kobieta i skinęła ręką.

Dziewczynce wydało się trochę dziwne skąd ta pani zna jej imię, ale zrobiła to, o co poprosiła nieznajoma. 

- Opowiesz mi coś?- poprosiła staruszka.        

Staruszka wydawała się bardzo miła, a do tego promieniowało od niej  ciepło, więc  Hania zaczęła mówić o sobie, o swojej rodzinie, ale najwięcej, jak zwykle, o Antku. Nieznajoma słuchała tego wszystkiego z niezwykłą troską i uwagą, choć dziewczynka miała cały czas poczucie, że staruszka wszystko o niej wie. Kiedy już skończyła opowiadać, kobieta zapytała:

- Jakie jest twoje największe marzenie, Haniu?         

Dziewczynka bez zastanowienia odpowiedziała:

- Chciałabym, aby mój przyjaciel znów chodził.

 Wtedy to staruszka z uśmiechem na twarzy sięgnęła do stojącej na kominku szkatułki, wyjęła z niej mały czerwony kamyczek i podarowała go Hani. Dając go jej, powiedziała:

- To dar dla ciebie za twe dobre serce i bezinteresowność. Kamyk ten, kiedy będziesz chciała, spełni jedno twoje życzenie. Musisz tylko  ścisnąć go w dłoni, zamknąć oczy i pomyśleć,  czego pragniesz. A teraz już wracaj do domu, bo będą się o ciebie niepokoić. Mój kot wskaże ci drogę powrotną.

- Dobrze i dziękuję pani bardzo za prezent. Na pewno jeszcze tu wrócę - rzekła Hania.

- Do zobaczenia Haniu.

- Do widzenia- wykrzyknęła dziewczynka i pędem ruszyła do domu.

Kot bardzo szybko doprowadził dziewczynkę na właściwą ścieżkę, znajdującą się na skraju lasu, a potem niepostrzeżenie zniknął. Gdy dziewczynka była już nieopodal domu dziadków, najpierw dostrzegła znajomy samochód, a po chwili jego... Antka. Siedział przed domem na swoim wózku. Hania przystanęła, bo przypomniała sobie, co powiedziała staruszka. Nie była pewna czy to może być prawda. ,,Czy kamyk zadziała?”- pytała się                       w myślach.

- Jeśli nie spróbuję, to nie zobaczę- westchnęła, po czym zamknęła oczy, ścisnęła kamyk                        i pomyślała życzenie.

Po paru chwilach otworzyła oczy i…, i nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Antek wstał   z wózka i zaczął o własnych siłach biec w jej  stronę. Ona również ruszyła ku niemu. Radości i uściskom nie było końca. Wszyscy stwierdzili, że cudem jest to, co się stało, ale Hania wiedziała, że to zasługa staruszki z opuszczonego domu.

Gdy emocje już trochę opadły, opowiedziała o kobiecie dziadkom. Oni stwierdzili, że nigdzie w okolicy nie ma takiego domu, a tym bardziej żadnej staruszki. Dziewczynka postanowiła zaprowadzić ich w to miejsce, by przy okazji podziękować kobiecie za spełnione życzenie. Jednak  na miejscu okazało się, że faktycznie dom znikł. Tylko gdzieś pośród drzew przemknął biały kot.  Dopiero wtedy Hania zdała sobie sprawę, że to wszystko to nie był przypadek, że  staruszka czekała właśnie na nią, i że teraz na pewno znów gdzieś  tam czeka  w starym, drewnianym, opuszczonym domu na kogoś, kto ma dobre serce i komu pomoże spełnić jedno marzenie.